Moja przygoda z Radmorem
Moja przygoda z Radmorem
Mój pierwszy kontakt z Radmorem miał miejsce pod koniec lat 80-tych, kiedy to jako Szef Służby Łączności GOPR (równolegle pracowałem wtedy na AGH w Instytucie Elektroniki) ,porwałem się z motyką na słońce i postanowiłem skonstruować dupleksowe retransmitery w paśmie 40MHz. Do tego niezbędny był filtr dupleksowy, który skonstruowałem w oparciu o wiedzę książkową zaczerpniętą z Poradnika Bieńkowskiego. Był to 6-komorowy filtr z ćwierćfalowymi rezonatorami. Pojawił się jednak problem z jego zestrojeniem z uwagi na brak odpowiedniej aparatury.
Wtedy to zwróciłem się do Radmoru z prośbą o pomoc, a były to czasy, w których hasło GOPR otwierało wszystkie drzwi i serca. Tak też się stało i w tym przypadku, przywiozłem do Gdyni ten filtr (a miał gabaryty szafki nocnej). Wówczas to poznałem dr. Adama Deringa, a ściślej mówiąc zetknąłem się z Jego życzliwością. Same pomiary wykonywał inż. Zygfryd Kubiaczyk i to był mój pierwszy kontakt zarówno z aparaturą pomiarową jak i metodami pomiarowymi w tej dziedzinie. Wtedy pojawiła się pierwsza refleksja – otóż uświadomiłem sobie przepaść, jaka dzieliła poziom instytutu naukowego, w którym pracowałem a zakładem przemysłowym – oczywiście na korzyść Radmoru.
Na efekty nie trzeba było długo czekać, niebawem zrezygnowałem z pracy na uczelni, założyłem firmę ERDEX (tak na marginesie nazwa ta to moje inicjały a X na końcu oznaczał niewiadomą – jak w matematyce - bo nie wiadomo było co z tego wyjdzie) i zająłem się radiokomunikacją. W pierwszej kolejności sfinalizowałem modernizację sieci łączności GOPR, zbudowałem kilkanaście retransmiterów w oparciu o r-fon stacjonarny 3204-40 i następny „wynalazek” – dupleksery helikalowe wbudowane do szafy 3204 zamiast bloku sterowania. Przez kilka lat eksploatacji tych retransmiterów instalowanych w bardzo trudnych warunkach klimatycznych nie wystąpiła ani jedna awaria, co uświadomiło mi jakość i niezawodność urządzeń radmorowskich (o swoich duplekserach nie wspomnę). Dlatego w 1993 roku zawarłem umowę i w ten sposób zostałem Przedstawicielem Handlowym i Serwisowym Z.R.Radmor.
Pierwszym dużym realizowanym wspólnie przedsięwzięciem była „telefonizacja” Tatr Polskich – we wszystkich schroniskach i innych ważnych obiektach górskich zostały zainstalowane urządzenia RSŁA produkcji Radmoru. Historia ta miała dość ciekawy początek, mianowicie na przełomie lat 70/80 na zlecenie Telekomunikacji Polskiej Instytut Łączności we Wrocławiu wykonał studium na temat możliwości realizacji bezprzewodowej łączności telefonicznej na terenie Tatr. Wynikiem tych prac była konkluzja, że z uwagi na niekorzystne ukształtowanie terenu nie jest możliwe zrealizowanie takich łączy telefonicznych. Gdy na przełomie lat 80/90 rozeszła się wieść, że GOPR ma bardzo dobrą łączność właśnie w górach – Telekomunikacja Polska z Nowego Sącza zwróciła się do mnie z zapytaniem, czy podejmę się wykonania pomiarów propagacyjnych pod kątem „telefonizacji” Tatr. Bardzo ważną i pozytywną rolę odegrał ówczesny Kierownik Działu Sprzedaży w Radmorze, pan inż. Kazimierz Prasek, który pomagał mnie – nowicjuszowi - w kontaktach z odpowiednimi pracownikami w Zakładzie. W rezultacie Radmor dostarczył niezbędne urządzenia i anteny na pasmo 300MHz i w ciągu dwóch miesięcy wspaniałej przygody w górach wykonaliśmy te pomiary, które potwierdziły, że realizacja takiego systemu łączności jest możliwa. Bardzo dobrze wspominam współpracę w tamtym okresie z konstruktorami : inż. Zbigniewem Furmanem i Adamem Syczakiem. A problemów do rozwiązania było niemało, począwszy od niestandardowych warunków zasilania (w niektórych schroniskach częstotliwość sieci zasilającej z turbiny wodnej przy niskim poziomie wody wynosiła 30 – 35Hz, co powodowało palenie się transformatorów sieciowych), po konieczność odladzania anten kierunkowych Yagi (w warunkach górskich antena po oblodzeniu ulega złamaniu i staje się bezużyteczna – to jeden problem, a drugi – to brak możliwości wymiany anteny w niekorzystnych warunkach pogodowych, wreszcie trzeci problem – to wysokie koszty związane z wykonaniem takich napraw w terenie). Tutaj muszę stwierdzić, że mimo rozwiązania przeze mnie tego problemu i przerobienia seryjnej anteny kierunkowej na antenę podgrzewaną – nigdy nie udało mi się przekonać „anteniarzy” Radmoru do wprowadzenia specjalnego wykonania anteny i produkowania anten w wersji podgrzewanej. W rezultacie, chyba „za karę” przywożono mi z Radmoru anteny standardowe po to by je rozebrać, przerobić na podgrzewane i zmontować z powrotem. W rezultacie żadna z zamontowanych w górach antena nie uległa uszkodzeniu przez cały okres eksploatacji urządzeń RSŁA (do pojawienia się telefonii komórkowej) natomiast w katalogu Radmoru nigdy nie została wprowadzona wersja anteny podgrzewanej z automatycznym odladzaniem.
Następnym obszernym polem współpracy okazał się znakomity pod wieloma względami radiotelefon 3005. Były to czasy burzliwego rozwoju sieci radiotaxi, szczególnie w paśmie 300MHz. Piszę o tym radiotelefonie: znakomity, bowiem po początkowym okresie chorób „wieku dziecięcego” okazał się bardzo niezawodnym radiotelefonem, a jego konstrukcja pozwalała na łatwą adaptację w różnych obszarach zastosowań. Do tego dodać należy bardzo dobrą i konstruktywna współpracę z konstruktorami, dzięki czemu możliwe stało wykorzystanie go do budowy stacji bazowej i retransmisyjnej 3202. Stacja ta została przeze mnie skonstruowana w trudnym dla Zakładu okresie transformacji lat 90-tych – okresie, w którym wiele zakładów w Polsce po prostu było zmuszone zakończyć swoją działalność.
To wówczas, gdy w Radmorze podjęto decyzję o zaniechaniu dalszej produkcji stacji bazowej 3204, pojawił się problem z kompletacją urządzeń dla nowopowstających sieci RRL, w których z uwagi na uwarunkowania propagacyjne niezbędne było stosowanie stacji bazowej ze zdalną manipulacją. W taką właśnie „pułapkę” wpadłem w połowie lat 90-tych, gdy dla dużego klienta z Rzeszowa (100 radiotelefonów przewoźnych w paśmie 300MHz) zabrakło stacji bazowej ze zdalną manipulacją (baza na parterze, a antena na 11 kondygnacji). Problem ten rozwiązałem konstruując proste urządzenie zastępcze, natomiast w ciągu 3 kolejnych miesięcy skonstruowałem stację bazowo retransmisyjną, którą nazwałem MRB (Modułowy Radiotelefon Bazowy). Urządzenie to zostało następnie wprowadzone do oferty Radmoru otrzymując oznaczenia 3202, a współpracujące z nim manipulatory biurkowe oznaczenie 3765.
Dzięki tym urządzeniom znakomicie rozwinęła się moja współpraca z Działem Sprzedaży Radmoru kierowanym wówczas przez inż. Kazimierza Praska. Bardzo dobrze wspominam współpracę z panią Barbarą Pilawską i pozostałymi sympatycznymi paniami z Działu Sprzedaży. Ponieważ zapotrzebowanie ze strony Zakładu na te urządzenia stale wzrastało – moja mała bądź co bądź firma zaczęła mieć problem z realizacją tych zamówień, w związku z czym na mocy odrębnej umowy przekazałem nieodpłatnie Radmorowi licencję na produkcję zarówno stacji bazowo retransmisyjnych 3202, jak i manipulatorów 3765. Było to tym bardziej zasadne, że detale mechaniczne do tych urządzeń od samego początku produkował dla mnie Zakład Mechaniczny Radmoru (jako ciekawostkę przytoczę fakt, że w Krakowie trzy różne firmy sobie z tym nie poradziły, a ZM Radmor wykonywał te detale perfekcyjnie). To były niewątpliwie złote lata mojej współpracy z Radmorem, bowiem zapotrzebowanie rynku na te urządzenia trwało ponad 10 lat, tym bardziej, że w międzyczasie pojawiły się następne moje opracowania wspierające ofertę Radmoru, jak m.in. bloki selektywnego wywołania do radiotelefonu noszonego 31311.
W tym miejscu warto poruszyć sprawy związane z serwisem radiotelefonów produkcji Radmoru. Przez wiele lat miałem pod bezpośrednią opieką łącznie kilka tysięcy radiotelefonów przewoźnych, kilkadziesiąt stacji bazowych, retransmisyjnych i łączy modemowych użytkowanych przez moich klientów zarówno cywilnych, jak i resortowych. To, za co najbardziej cenię urządzenia Radmoru to to, że po odpowiednim przeglądzie przedsprzedażnym potrafiły pracować przez wiele lat bezawaryjnie. W rezultacie klient płacił ryczałtowo nie za naprawy, a za to, że urządzenia pracują bezawaryjnie i to się wszystkim opłacało. Natomiast w przypadku, gdy już zdarzyło się uszkodzenie – możliwa była zawsze szybka naprawa, co w przypadku innych producentów czasami bywało problematyczne.